Zuzanna Patkowska 23.12.2020

Zrozumieć lęki antyszczepionkowców

Zrozumieć lęki antyszczepionkowców

Trwają prace nad szczepionką przeciwko COVID-19, ale nie przebiegają one bez żadnych problemów. Jeszcze dwa tygodnie temu i w poprzedni czwartek miały miejsce przypadki silnej reakcji alergicznej, której źródła na razie badacze nie są w stanie określić. To zaś wzbudza pewien sceptycyzm, tak do samej szczepionki, jak i do koronawirusa. Ten sceptycyzm sprawił, że po raz kolejny odezwał się ruch antyszczepionkowców, który przez ostatnie lata był obiektem kpin, ale i zainteresowania.

Lęk przed szczepionkami ma wiele źródeł i choć ogólnie przyjęło się postrzegać ruch antyszczepionkowców na równi z płaskoziemcami i innymi grupami w jakiś sposób zaprzeczającymi faktom naukowym i rozprzestrzeniającymi dezinformację, która na dłuższą metę może być dla społeczeństwa niebezpieczna, ruch wzrasta w siłę i nie można go lekceważyć. Zwłaszcza, że właściwie już od kilku lat pojawiają się przypadki dzieci chorujących na odrę – chorobę, która dzięki szczepieniom została już dawno wyeliminowana.

W tym eseju chciałabym nie tyle potwierdzić lub zaprzeczyć argumentom antyszczepionkowców, co przyjrzeć się niektórym z nich i odnaleźć ich źródła, zwłaszcza że choć same szczepionki są wynalazkiem, który uratował całą rzeszę istnień i pozwolił nam pozbyć się chorób przez stulecia nękających ludzkość, to pewne praktyki znane z historii stają się zaczynem do tworzenia teorii spiskowych na temat szczepionek.

Początki

wariolizacjaPrzed szczepionkami była wariolizacja – metoda przenoszenia wydzieliny ropnej ospy od lekko chorych na zdrowych ludzi. Wariolizacja była powszechnie stosowana w Chinach, Turcji i Indiach, a na Zachód dotarła w 1721 roku. Jednym z pierwszych zachodnich propagatorów tej metody był wielebny Cotton Mather, który zastosował ją podczas epidemii ospy w Bostonie. Na początku spotkał się ze zrozumiałym oporem społeczności, ale ostatecznie przekonał lekarza Zebdiela Boylstona, aby spróbował wariolizacji, a ten, po przekonaniu się, że metoda działa, zaczął szczepić innych mieszkańców Bostonu. Do Europy wariolizacja zawitała za sprawą Mary Wortley Montagu, która wprowadziła ją w Anglii, po tym jak jej syn został zaszczepiony w Turcji, pod kuratelą szkockiego chirurga Charlesa Maitlanda.

Z czasem wariolizacja się rozpowszechniła, ale pojawiły się w związku z nią pewne wątpliwości natury religijnej. Wielebni Edmund Mossey i John Williams argumentowali, że wariolizacja przeciwko ospie jest niemoralna, tak z punktu widzenia prawa ludzkiego, jak i boskiego. Z kolei medyk William Douglass był czołowym przedstawicielem lekarzy sprzeciwiających się praktyce wariolizacji, a jednocześnie atakował wielebnego Mathera osobiście. Niemniej jednak z czasem Douglass sam przekonał się do tej metody i nawet wykonywał ją osobiście w kolejnych latach.

vaccination_monsterPierwsi antyszczepionkowcy pojawili się już w 1798 roku, kiedy doktor Edward Jenner wprowadził pierwszą szczepionkę na ospę z prawdziwego zdarzenia. Jenner odkrył, że ludzie, którzy chorowali na łagodniejszą odmianę ospy, krowiankę (znaną też również jako krowią ospę; nazwa pochodziła stąd, że występowała głównie u bydła i osób, które miały z nim styczność), byli odporni na ospę prawdziwą. Wstrzykując kilka zarazków krowianki dzieciom i dorosłym, udało się Jennerowi zmniejszyć zachorowalność i zwiększyć odporność ludności na obie ospy, niemniej jednak szczepionki były krytykowane i wyśmiewane. Pojawiały się nawet argumenty, że za sprawą szczepionek Jennera ludziom będą wyrastać krowie uszy i ogony. Rząd angielski widział jednak, że szczepionki działają i w latach 1840-1853 wprowadzone zostały regulacje prawne nakazujące szczepienia i penalizujące brak szczepień. Owe regulacje wzbudziły sprzeciw społeczeństwa, które uważało, że nakaz szczepień jest niezgodny z ich prawami.

I zatrzymajmy się na chwilę, bo zapewne ten opis nasuwa skojarzenia z niektórymi aspektami obecnej sytuacji z antyszczepionkowcami. Prawdopodobnie wizja zamiany w krowę była przesadą nawet jak na XIX wiek, niemniej jednak spójrzmy na to z punktu widzenia przeciętnego obywatela: jakiś lekarz twierdzi, że aby być odpornym na ospę trzeba… wstrzyknąć w skórę igłę, na której znajdują się zarazki ospy. Dla kogoś, kto nie ma pojęcia o biologii ani o systemie odpornościowym, ta logika wydawała się dość pokrętna. Pamiętajmy również, że ospa wtedy miała potworne objawy – pozostawiała po sobie blizny i ubytki tkanek, doprowadzała do śmierci lub ślepoty – tak więc sam pomysł, żeby się ją świadomie zarażać, wydawał się szalony.

Dodatkowo pierwsze szczepienia odbywały się w warunkach, które pozostawiały wiele do życzenia. Nie tylko nie były to sanitarne warunki laboratoryjne, ale i próbki krowianki pozyskiwane były z ramion ochotników i zwierzęcych tkanek, co uniemożliwiało wykluczenie ich bakteriologicznego zakażenia takimi chorobami jak róża, gruźlica, tężec czy syfilis (szczególnie ten ostatni stał się tematem kampanii antyszczepionkowej, gdyż w 1887 roku doktor Charles Creighton napisał obszerną pracę na temat powiązania pomiędzy szczepionkami i syfilisem). Dopiero na przełomie XIX i XX wieku zaczęto rozwijać metody identyfikowania patogenów, które mogłyby wystąpić w szczepionkach, a tak zwana germ theory of disease (teoria bakterii chorób) zaczęła być popularna i powszechna dopiero w latach pięćdziesiątych XIX wieku.

Tak na zdrowy, chłopski rozum wyglądało na to, że lekarze i rządzący wymuszali na ludności, aby dawała się zarazić nie tylko ospą, ale też innymi chorobami. Mało tego – chcieli, aby owa ludność narażała na choroby nie tylko siebie, ale i swoje dzieci. To naturalne, że ludzie mieli pewne obawy względem szczepionek, zwłaszcza w takim okresie historycznym. Dzisiaj jednak, kiedy i technologia szczepień stoi na wysokim poziomie (bo jednak w laboratoriach medycznych implementowane są pewne standardy, a i medycyna poszła do przodu), i same szczepionki sprawiły, że wiele chorób, które kiedyś wydawały się nieuleczalne jak ospa, odra czy polio, w XX wieku zostały kompletnie wyeliminowane.

A potem pojawił się Andrew Wakefield i od początku XXI wieku ruch antyszczepionkowców zaczął znów przybierać na sile.

Lęk przed autyzmem

wakefieldW 1998 roku brytyjski gastrolog Andrew Wakefiled opublikował na łamach czasopisma „The Lancet” pracę zbiorową pod tytułem Ileal-lymphoid-nodular hyperplasia, non-specific colitis, and pervasive developmental disorder in children (Rozrost guzków krętniczo-limfoidalnych, niespecyficzne zapalenie jelita grubego i wszechobecne zaburzenia rozwojowe u dzieci), który miał dowodzić, że szczepionka MMR przeciwko odrze, śwince i różyczce może powodować u dzieci zaburzenia jelitowe i autyzm. Autyzm, jako zaburzenie, zostało odkryte stosunkowo niedawno, bo rozpoznał je i opisał dopiero Leo Kanner w 1947 roku i od tego czasu nagromadziło się mnóstwo teorii na temat tego, co powoduje autyzm u dzieci.

Dla wielu rodziców zdiagnozowanie u dziecka autyzmu (nawet łagodniejszego zespołu Aspergera) wciąż brzmi jak wyrok, po części dlatego, że dziecko autystyczne wymaga specjalnej uwagi, inaczej reaguje na bodźce, potrafi zamknąć się w sobie i mieć o wiele większe trudności ze zrozumieniem pewnych norm społecznych. To wszystko podsycane jeszcze przez stereotypowy obraz osoby autystycznej, rozpowszechniony w mediach i spłycający złożoność spektrum autyzmu, sprawia, że dzieci z autyzmem postrzegane są jako brzemię dla rodziców.

Nic więc dziwnego, że rodzice boją się autyzmu i że artykuł Wakefielda trafił na podatny grunt. Według artykułu Wakefieldowi udało się wykryć u dwanaściorga zaszczepionych dzieci zaburzenia rozwojowe i zachowawcze; a także problemy gastryczne, które wykazały badania endoskopem i biopsje. Łącząc symptomy autyzmu z symptomami gastrycznymi, Wakefield ogłosił odkrycie nowego zaburzenia, które nazwał autistic enterocolitis – autystycznym martwiczym zapaleniem jelit, którego genezę upatrywał w szczepionce MMR.

Teza Wakefielda zaczęła przybierać na sile na początku XXI wieku. W 2001 roku zaczęły pojawiać się opowieści przerażonych rodziców, zaczęto też atakować brytyjską służbę zdrowia, zarzucając jej, że wprowadza niebezpieczne szczepionki. W 2002 roku przyjrzano się lepiej badaniom Wakefielda i odkryto, że nie mają one podstaw naukowych – ani autystyczne martwicze zapalenie jelit, ani w ogóle związek między szczepionką MMR a autyzmem nie zostały potwierdzone przez żadne inne badania, a w świecie nauk ścisłych, jeżeli inni naukowcy nie są w stanie podczas przeprowadzenia niezależnych badań potwierdzić jakąś tezę, jest ona nieprawdziwa. Podczas śledztwa wykazano, że Wakefiled manipulował danymi i przed publikacją artykułu odebrał zapłatę od Legal Aid Board, która szukała dowodów przeciwko szczepionkom, aby wykorzystać je przeciwko ich wytwórcom. Wkrótce ogłoszono, że artykuł w „The Lancet” to jedno wielkie oszustwo, wiara społeczeństwa w szczepionkę MMR została odzyskana, a w 2010 roku Wakefield utracił prawo do wykonywania zawodu.

Niemniej jednak do dzisiaj znajdują się zwolennicy tezy Wakefielda, również wśród znanych ludzi, jak Robert de Niro, Robert F. Kennedy Jr., czy Jim Carrey. W dużej mierze wynika to z niezrozumienia tego, co powoduje autyzm – czynniki genetyczne, kształtujące się nieraz jeszcze w okresie prenatalnym; makrocefalia do czwartego roku życia, nadaktywność ciał migdałowatych oraz wiele innych czynników neurologicznych i biologicznych. Przeciętny rodzic nie spodziewa się, że może mu się urodzić dziecko w spektrum autyzmu, tak więc raczej nie będzie robił na ten temat researchu, a opowieści innych rodziców o tym, jak ich dzieci nabawiły się jakichś dziwnych symptomów po szczepieniach, pobudzają wyobraźnię.

Teorie spiskowe o eksperymentach na ludziach

Wśród argumentów przeciwko szczepionkom da się zauważyć pewien szczególny trend, a mianowicie – teorie spiskowe jakoby za rządowym programem szczepień krył się jakiś tajny, polityczny projekt wymierzony przeciwko obywatelom. Słynne czipy w szczepionkach na COVID-19 to jedno, ale popularne są również teorie na temat tajnych rządowych eksperymentów polegających na wstrzyknięciu do krwi nieświadomych obywateli jakichś chorób. I o ile w historii Polski nie było wydarzenia, które kazałoby nam myśleć, że nasz własny rząd jest do tego zdolny (wszelkie eksperymenty na ludności polskiej to raczej domena nazistów), o tyle już Amerykanie są bardziej usprawiedliwieni w swojej nieufności, a to za sprawą tak zwanych badań Tuskegee.

tuskeegeestudyBadania Tuskegee, prowadzone w latach 1932-1972, oficjalnie dotyczyły testowania nowej terapii na „złą krew” i miały trwać tylko 6-9 miesięcy. W zamian za udział w badaniach uczestnicy otrzymywali darmowe posiłki i dostęp do opieki medycznej, a w razie ich śmierci, rodziny badanych miały zapewnione 50 dolarów odszkodowania. Takie warunki wydają się dziś śmieszne, ale warto zaznaczyć, że badania prowadzone były wśród 600 ubogich farmerów afrykańskiego pochodzenia zamieszkałych w Tuskegee, a więc od razu skierowane były do grupy mniej uprzywilejowanej, przeto bardziej chętnej do wzięcia udziału w „terapii”. Tak naprawdę jednak był to eksperyment mający na celu zbadanie jak przebiega wśród ludności afroamerykańskiej nieleczona kiła. Zarażeni farmerzy zaczęli więc chorować, zarażać swoje rodziny, a w końcu umierać, nie wiedząc nawet, że mają kiłę. Eksperyment trwał przez ponad 40 lat i został zakończony tylko dlatego, że w „Washington Star” zamieszczono artykuł informujący o całym procederze. Wynikiem całej afery był proces wytoczony rządowi amerykańskiemu oraz Raport z Belmont, za sprawą którego uchwalono ustawę o eksperymentach na ludziach.

Sprawa farmerów z Tuskegee jest jednym z wielu przypadków w amerykańskiej historii, kiedy rząd potajemnie łamał prawa obywateli i eksperymentował na ludziach. Dodatkowym przerażającym aspektem tej sprawy jest to, że owe eksperymenty były przeprowadzane na ludności nie-białej, a w tym zakresie Stany Zjednoczone mają długą, ponurą historię, zwłaszcza jeśli chodzi eksperymenty medyczne.

Przy połączeniu tych amerykańskich doświadczeń ze sceptycyzmem wobec zagrożenia koronawirusem (z czego wynika również przeświadczenie o tym, że pandemia służy zastraszeniu populacji, aby chętniej pozwoliła odebrać sobie prawa), można dojść do wniosku, że za szczepionką na COVID-19 stoi jakiś niepokojący tajny projekt rządowy.

Wątpliwy skład

Przeciętny człowiek nie interesuje się medycyną na tyle, aby zrozumieć, co kryje się za składem każdej szczepionki, a taka niewiedza niesie za sobą wątpliwości co do tego, czy ów skład nie zawiera jakichś substancji trujących. Stąd zarzucano producentom szczepionek, że w ich produktach znajdują się substancje toksyczne, takie jak tiomersal czy rtęć.

Kwestia owego wątpliwego składu szczepionek podnoszona jest również przy okazji wszelkiego rodzaju alergii i komplikacji, które mogą wystąpić po wstrzyknięciu szczepionki albo przy niezachowaniu odpowiednich procedur.

Dodatkowo dochodzą tutaj obecne w niektórych szczepionkach, wiecznie problematyczne komórki macierzyste, i co do których wielu może mieć etyczne opory. W takich sytuacjach doktryny etyczne i teologiczne zalecają szukanie alternatywnych szczepionek i metod leczenia.

Prawa jednostki

Antyszczepionkowcy uważają, że przymusowe szczepienia pogwałcają ich prawa obywatelskie. Zakładają oni, że szczepienia powinny być dobrowolne, zwłaszcza biorąc pod uwagę czynniki omawiane wcześniej w tym eseju. Do pewnego stopnia można zrozumieć to rozumowanie – każdy człowiek powinien mieć prawo sam podjąć świadomą decyzję, czy chce zaszczepić siebie i swoje dzieci.

I tutaj okazuje się, że sprawa nie jest taka prosta, bo indywidualna decyzja o niezaszczepieniu siebie lub dziecka wpływa nie tylko na jednostki niezaszczepione, lecz także na całą populację. W szczepieniach chodzi wszak również o budowanie odporności całej społeczności, a kilka jej niezaszczepionych członków może tę odporność zaburzyć.

Do tego dochodzi kwestia tego, jak poszczególne religie podchodzą do zagadnień szczepionek, dlatego, na przykład, w Stanach Zjednoczonych dopuszcza się odstępstwa od przymusowych szczepień z powodów religijnych (co, oczywiście, prowadzi do licznych nadużyć).

Podsumowanie

W dużej mierze antyszczepionkowcami kierują wątpliwości i lęki, które każdy z nas potrafi do pewnego stopnia zrozumieć, kiedy się nad tym głębiej zastanowi. Dlatego powinniśmy przynajmniej spróbować owe wątpliwości i lęki rozwiać. Zapewne wielu z antyszczepionkowców nadal będzie trwać przy swoim zdaniu, ale może uda się kogoś przeciągnąć na swoją stronę.

Przeczytaj również:

Napisz komentarz (bez rejestracji)

sklep

Najnowsze wpisy

kontakt