Zuzanna Patkowska 08.11.2022

Różne oblicza biohackingu – od fitnessu po modyfikacje ciała

Neil Harbisson (źródło zdjęcia: Dazed)

Biohacking to pojęcie dotyczące samodzielnej zmiany własnego ciała na lepsze. W polskim internecie można znaleźć kilka artykułów wyjaśniających, czym jest biohacking, przy czym dotyczą one poprawy stylu życia. Zagadnienie to jest jednak o wiele bardziej złożone.

Krótka historia biohackingu

Biohacking, znany też jako Do-It-Yourself biology (DIYbio), związany jest silnie z filozofią otwartej nauki. Wiedza i wyposażenie laboratoryjne mają być na tyle dostępne, żeby entuzjasta mógł w domowych warunkach przeprowadzać własne badania, niezależnie od organizacji naukowych, czy wielkich laboratoriów. Nie jest to nowy pomysł – historia zna wielu wynalazców, którzy budowali swoje wynalazki z domów lub garaży.

Michael Shrage i pierwsze kroki biohackingu

W 1988 roku Michael Shrage opublikował artykuł, w którym stwierdził, że biotechnologia rozwija się coraz szybciej i staje się coraz tańsza. Dowodził, że dostęp do wiedzy też jest coraz większy, chociażby dlatego, że w 1985 roku Cold Spring Harbor Laboratory prowadziło kursy na temat inżynierii genetycznej dla nauczycieli szkół średnich.

Shrage szacował, że za kilka lat nastąpi w biotechnologii podobna rewolucja, jak w naukach komputerowych – tak jak w 1988 roku zwykły obywatel miał nie tylko dostęp do domowego komputera, ale mógł też (z pomocą odpowiedniej wiedzy i aparatury) stworzyć własne chipy i urządzenia, tak w przyszłości amatorzy będą mogli wprowadzać modyfikacje ciała i tworzyć własną biotechnologię. Przytoczył również przewidywania socjologów i biologów, takich jak Everett Rogers, Lynn Klotz czy Tom St. John. Sam Shrage pisał:

Ogrodnicy będą w stanie wyprodukować interesujące i krzepkie odmiany roślin; przedsiębiorcy genetyczni będą mogli hodować zwierzęta domowe o pewnych szczególnych cechach; w końcu pojedyncze osoby będą w stanie zeskanować własne mapy genów w domu, aby zobaczyć, jakie mają [genetyczne] predyspozycje.

Shrage zwracał jednak uwagę na to, że taka dostępność do biotechnologii może w przyszłości zmienić postrzeganie życia przez zwykłego obywatela; a także prowadzić sytuacji negatywnych, takich jak chociażby tworzenie nowych narkotyków. Autor artykuł widział dwie możliwe odpowiedzi na biohacking:

Jedną z możliwych odpowiedzi jest regulacja: Zakaz sprzętu biotechnologicznego poza licencjonowanymi laboratoriami. (Co byłoby mniej więcej tak skuteczne, jak próba posiadania komputera osobistego i modemu w rękach osoby poniżej 21 roku życia jako przestępstwa). Inną jest świadomość: założenie, że każdy wystarczająco inteligentny, aby być biohackerem, jest wystarczająco inteligentny, aby mieć szacunek dla życia.

Rozwój biohackingu w latach 2000-nych

Na początku XXI wieku biohacking i filozofia DIYbio zyskały na popularności. Internet niewątpliwie miał na to szczególny wpływ – nie tylko zwykły użytkownik komputera uzyskał dostęp do wiedzy na temat biologii i technologii, lecz także mógł zamówić sobie odpowiedni sprzęt ze sklepu internetowego.

Biohackingiem zainteresowała się społeczność hakerska, której etyka opierała się na swobodnej wymianie wiedzy i wspólnym rozwiązywaniu problemów. W 2005 roku na corocznym wydarzeniu hakerskim SuerHappyDevLife zaczęto prezentować eksperymenty naukowe w ramach DIYbio, a w 2008 roku, w Instytucie Technologii na Uniwersytecie w Cambridge zorganizowano Międzynarodowy Konkurs Maszyn Modyfikowanych Genetycznie (iGEM). Jeszcze na iGEMie nauka, która zajmowali się studenci z różnych krajów, nazywana była biologią syntetyczną, która w założeniu korzysta z wiedzy biologicznej, aby zbudować coś nowego.

Naukowcy z MIT (w tym Rendy Rattberg) stworzyli bibliotekę „bio-cegiełek” (bio-bricks) – próbek materiału biologicznego (takiego jak bakterie czy DNA) do eksperymentów z biologią syntetyczną. Inne uniwersytety mogły zamówić próbki, które były osuszane i przewożone w specjalnym segregatorze. Studenci mogli wtedy rozmnożyć potrzebny materiał i wykorzystać go do swoich eksperymentów.

Wielki propagatorem biohackingu i biologii syntetycznej jest Cowell McKenzie, który w 2008 roku założył wraz z Jasonem Bobe’m organizację DIYbio, której pierwsze spotkanie odbyło się w barze i pojawili się na nim nie tylko amatorzy i studenci, lecz także naukowcy uniwersyteccy. Organizacja DIYbio poprowadziła później prezentację na MIT, w której proponowała stworzenie otwartych laboratoriów, zgodnych z regulacjami.

Już w 2010 zaczęły powstawać takie laboratoria, chociażby Genspace na Brooklynie, BioCurious w Sunnydale w Kalifornii, czy Victoria Marketplace w kanadyjskiej Victorii. W 2016 roku, w Oakland, miała miejsce pierwsza konferencja naukowa poświęcona biohackingowi.

DIYbio i jego główne założenia

Z jednej strony w internecie co rusz pojawiają się artykuły popularnonaukowe, a z drugiej – wiedza akademicka jest ograniczana. To się powoli zmienia, niemniej jednak jeśli student chciałby wykorzystać jakiś artykuł naukowy, musi za niego zapłacić, na co nie zawsze może sobie pozwolić. Ponadto sama publikacja naukowa wymaga wypełnienia licznych procedur – przejścia przez etap recenzji i zatwierdzenia przez organy zewnętrzne. Dodatkowo pojawia się też kwestia finansowa – określone badania i projekty naukowe są wspierane tylko dlatego, że mogą w przyszłości przynieść korzyści materialne danej instytucji (znana jest w USA historia wynalazcy sposobu wytwarzania insuliny, który specjalnie usunął swoje nazwisko z patentu, uważając, że czerpanie korzyści z leku ratującego życie jest nieetyczne i że powinien on być łatwo dostępny; a obecnie insulina USA kosztuje krocie).

DIYbio dąży więc do tego, aby dostęp do wiedzy, ale i do odpowiednich narzędzi był otwarty. Dzięki temu wszelkiego rodzaju innowacje i projekty biotechnologiczne mogłyby być rozwijane bez żadnych ograniczeń, a może nawet doprowadziłby do powstania rewolucyjnych rozwiązań.

Główne założenia biohackingu i DIYbio obejmują więc:

Dostęp do narzędzi potrzebnych do samodzielnego przeprowadzania eksperymentów. Tutaj pojawia się też kwestia obniżenia kosztów tego typu aparatury. Ostatnimi czasy jest to coraz bardziej możliwe. Na przykład, Cathal Garvey wytwarza odpowiednie komponenty wiertarek Dremela za pomocą drukarki 3D. W podobny sposób można samemu zbudować sobie termocykler – powszechne w laboratoriach urządzenie do powielania łańcuchów DNA poprzez zmianę temperatury próbek. Firma GaudiLabs rozwija zaś technologię i oprogramowanie umożliwiające stworzenie domowego laboratorium, takie jak OpenDrop, który służy do mikrofluidyki (badania i kontroli zachowania płynów), wykorzystywanej, między innymi, w tworzeniu mikrochipów z zapisem DNA.

Wspólna przestrzeń laboratoryjna, dzięki której bardziej zaawansowane narzędzia oraz kursy z zakresu nauk biologicznych są dostępne dla osób zainteresowanych niezależnie od ich poziomu edukacji. Wystarczy tylko zostać członkiem danej organizacji, a można wziąć udział w prowadzonych przez nią projektach i zajęciach edukacyjnych.

Działanie na rzecz DIYbio w zakresie bezpieczeństwa, procedur prawnych i dostępności. Choć biohackerzy uważają, że potrzebny jest otwarty dostęp do wiedzy i narzędzi, uważają też, że potrzebne jest utworzenie pewnych standardów, aby prowadzone przez amatorów eksperymenty były prowadzone odpowiedzialnie i bezpiecznie.

Przykładowe wykorzystanie biohackingu

Biohacking wykorzystywany jest w takich dziedzinach, jak bioinformatyka, inżynieria genetyczna, medycyna czy implantologia.

Bioinformatyka zasadza się na zastosowaniu nauk informatycznych do badań struktur biologicznych, takich jak sekwencje DNA czy rozwój ewolucyjny poszczególnych organizmów. Bioinformatyka umożliwia też rozwój nauk komputerowych poprzez wykorzystywanie wiedzy związanej z neuronami i DNA to gromadzenia i przetwarzania danych (na przykład, w biokomputerach informacje zakodowano w łańcuchach DNA).

Inżyniera genetyczna na razie polega na modyfikacji roślin i zwierząt, głównie mikroorganizmów.

Medycyna to grząski grunt, z wielu różnych powodów, niemniej jednak ograniczenia opieki zdrowotnej w niektórych krajach (zwłaszcza USA) sprawiają, że badacze-amatorzy chcą ułatwić dostęp do leków ludziom o niskich dochodach. Tutaj warto przytoczyć chociażby projekt Open Insulin, który ma na celu stworzenie prostego w wykonaniu sposobu na przetwarzanie protein insuliny dla cukrzyków. Również dla cukrzyków prowadzone są badania nad sztuczną trzustką.

W końcu najbardziej fantastyczne wykorzystanie DIYbio to implanty. W społeczności biohackerskiej znajduje się subkultura grinderów skoncentrowana na tworzeniu technologii usprawniającej działanie ludzkiego ciała. Przykładem tego typu biohackingu jest Neil Harbisson, który urodził się z achromatopsją (chorobą siatkówki przejawiającą się oczopląsem, niską ostrością wzroku, ślepotą barw i światłowstrętem) i wszczepił sobie do czaszki specjalną antenę. Antena wibrowała w różnych częstotliwościach i wyczuwała fale świetlne – dzięki temu Harbisson nie tyle widział, co słyszał kolory, które odbierała antena. Z czasem zmodyfikował swoje urządzenie w taki sposób, że mógł wychwycić kolory będące poza ludzką percepcją.

Przyziemne zastosowanie biohackingu

Po wpisaniu „biohacking” w przeglądarce pojawi się mnóstwo artykułów na temat poprawy jakości życia – polepszenia snu, zmiany diety (nierzadko z suplementacją), ćwiczeń, redukcji stresu, a nawet przedłużenia życia. Biohacking jest tam rozumiany jako „hakowanie” własnego ciała. Jest to bardziej styl życia, niż prowadzenie samodzielnych badań naukowych.

W Polsce jednym ze specjalistów od biohackingu jest Michał Undra, który prowadzi sklep z suplementami diety, Aliness. Pan Undra definiuje biohacking jako „naturalne metody, które poprawiają nasze zdrowie, wpływają tez na długowieczność i przede wszystkim na pracę mózgu”. Przytacza również takie przykłady rozwiązań, jak picie kawy, jedzenie pięciu posiłków dziennie, medytacje służące redukcji stresu czy wykonywanie określonej ilości kroków dziennie. Sam Aliness jest polską firmą szczycącą się „nowoczesnym zakładem produkcyjnym oraz zapleczem rozwojowo-badawczym” i działającą zgodnie z europejskimi standardami. Aliness ma też kanał na YouTubie z poradami zdrowotnymi.

Brzmi to bardziej jak porady zdrowotne i fitnessowe w nowym opakowaniu niż to, co zagranicą uważane jest za biohacking. Z jednej strony są to nieraz porady potwierdzone przez badania naukowe, które są szeroko dostępne i rozprzestrzeniane przez blogerów specjalizujących się w tym temacie; a odpowiednie produkty można kupić w odpowiednim sklepie. Z drugiej strony jednak ludzki organizm różni się z osoby na osobę, tak więc u jednych jakieś rozwiązanie może zadziałać, a u innych nie. Ponadto Wacław Miodowski z kanału Życie Poczciwe zwraca uwagę na to, że nawet jeśli ktoś chciałby zastosować biohacking do swojego życia, to po lekturze artykułów na ten temat, może poczuć się przytłoczony (i dlatego, jak dowodzi pan Miodowski, najpierw trzeba wypracować pewne nawyki, zanim wyda się pieniądze na produkty wspomagające poprawę życia).

Na pewno tak pojęty biohacking jest o wiele mniej fantastyczny, ale też o wiele bardziej przystępny i „bezpieczny” od biohackingu rozumianego bardziej obszernie.

Najważniejsze punkty krytyki DIYbio

Środowisko naukowe podchodzi sceptycznie do szerzej rozumianego biohackingu. Wszelkiego rodzaju regulacje związane z badaniami naukowymi mają przecież na celu weryfikację badań, uniknięcia oszustw i zapewnienia etycznego przeprowadzania eksperymentów.

Roger Brent z Molecular Science Institute na Uniwersytecie w Kalifornii, w materiale dla News Hour wyraził następującą opinię:

Nie, nie ufam im [biohackerom], aby się sami kontrolowali. Nie uważam tego za prawdopodobne, aby (…) pozwolić nastolatkowi zbudować i wypuścić zwierzęcego wirusa, który mógłby się przenieść z człowieka na człowieka. Ten rodzaj regulacji, o którym mówię, może mieć miejsce tylko w stopniu narodowym i ma sens tylko jeśli jest robiony zgodnie ze zharmonizowanymi regulacjami w innych krajach.

Brent porównuje to do prawa jazdy czy licencji pilota lub operatora radiowego. Innymi słowy, tego typu narzędzia nie powinny być dawane byle komu i bez nadzoru bardziej kompetentnego organu.

Poza tym w internecie można znaleźć liczne artykuły szerzące dezinformację dla celów propagandowych lub finansowych. Osoby nie będące ekspertami w dziedzinie biologii czy inżynierii genetycznej mogą zainwestować w przedsięwzięcia, które nie mają żadnego pokrycia w faktach naukowych. Tutaj można przytoczyć chociażby przykład Elizabeth Holmes, która miała stworzyć urządzenia badające stan pacjenta na podstawie kropli krwi; zebrała miliony dolarów na swój projekt, a nawet napisała książkę, ale ostatecznie okazała się być oszustką.

Jest to szczególnie niebezpieczne i moralnie problematyczne, kiedy biohackerzy twierdzą, że ich rozwiązania mogą ulżyć w cierpieniu ludziom cierpiącym na nieuleczalne choroby, a przez to wydających mnóstwo pieniędzy na kuracje i leki, które mają ich wyleczyć.

To jest też poniekąd powód, dla którego ruch DIYbio optuje za tworzeniem regulacji prawnych umożliwiających świadome i odpowiedzialne prowadzenie badań. Dla biohakerów amatorskie badania naukowe, implanty i modyfikacje genetyczne to domena najbliższej przyszłości i dlatego trzeba się na nią odpowiednio przygotować.

Materiały uzupełniające:

Michael Shrage – Playing God in Your Basement (Washington Post)

Heidi Ledford – Garage biotech: Life hackers (Nature)

People Who Took Biohacking Too Far (The Infographics Show)

Czym jest biohacking? (Aliness)

DIYbio on the News Hour

Napisz komentarz (bez rejestracji)

sklep

Najnowsze wpisy

kontakt